Mój skok na bungee
Nie jako nastolatka, tylko tak naprawdę dziecko, gdy pojawiły się pierwsze wzmianki w telewizji o ekstremalnych sportach, zapragnęłam skoczyć na bungee (urodziłam się w latach 90, więc nie dziwcie się, że nie piszę o internecie). Mijały lata, a ja dalej z tyłu głowy miałam to małe marzenie. Zdecydowałam się, że w końcu to zrobię i będzie to w tym roku. Najpierw zadzwoniłam do miejsca, gdzie można wykonać ten skok, aby zarezerwować sobie miejsce, okazało się to jednak nie konieczne, bo poinformowano mnie, że wystarczy przyjść, ustawić się w kolejce i tyle. Gdy już wiedziałam, że tak naprawdę w dowolnym dniu mogę skoczyć na bungee, to zakupiłam bilety podróżnicze do Krakowa. Gdy powiedziałam bliskim o tym, co zamierzam zrobić, to zaczęli mi odradzać wykonanie skoku, uznali to za zły pomysł, nie przejęłam się jednak tym w ogóle, tylko postanowiłam zrobić to, co chcę jak najszybciej, najlepiej już za dwa tygodnie. Czternaście dni szybko minęło i w końcu nadszedł 16 czerwca.
Jadąc autobusem, myślałam nad tym, czy aby na pewno dziś skoczyć, bo przecież mogę to zrobić, kiedy będę chciała i zamiast tego udać się do Cafe Oranżeria, by wykonać ciekawe zdjęcia. Te myśli zaczęły szybko znikać, gdy przesiadłam się po kilku godzinach do tramwaju i wysiadłam na przystanku znajdującym się na ulicy Fabrycznej. Gdy szłam w stronę Bungee Jumping, to słyszałam z daleka krzyki skoczków, nie zrobiło to jednak na mnie wrażenia, nie przestraszyło tylko wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej zachęciło do skoku. Kiedy znalazłam się już tak naprawdę pod fioletowym żurawiem, to szczerze nie odebrało mi mowy, jego wysokość nie wydawała mi się jakaś zaskakująco duża (inna perspektywa więc inne odczucia). Chwile popatrzyłam, jak to wszystko wygląda, po czym podpisałam oświadczenie o dobrym stanie zdrowia, które umożliwia wykonanie skoku. Gdy dokonałam płatności kartą płatniczą, założyłam uprząż (pomaga w tym jedna osoba z teamu Bungee Jumping) i odczekałam mniej więcej 20 minut, to wykonałam skok na bungee.
Jak było? Zacznę może od początku od wyjazdu na górę, w jakiej towarzyszy nam przemiły instruktor, trwa ona dość szybko i tak naprawdę mnie nie przeraziła. Stanie na krawędzi pomarańczowej klatki kilkanaście metrów nad ziemią też nie wpłynęło na mnie w jakiś szczególny sposób, bo nie mam lęku wysokości. Nie bałam się puścić rąk, mogłam stać bez zabezpieczenia, ale nie potrafiłam skoczyć, mimo że miałam to od A do Z wytłumaczone. Pierwszy raz, gdy próbowałam się przechylić, to chwyciłam poręczy, wcześniej domyślałam się, że pewnie tak zrobię, jeśli będę miała ręce po bokach (każdy ma odruch chwytania czegoś przy upadku) dlatego też zrezygnowałam z filmu wideo (myślałam wtedy, że trzeba mieć tak ułożone ręce, jak się później okazało, jednak źle myślałam). Instruktor po zauważeniu tego natychmiast zalecił, abym chwyciła się uprzęży na klatce piersiowej i wtedy się przechyliła, ale jak to ja uparta chciałam jeszcze raz spróbować skoczyć z rękami po bokach (wiedziałam, że to nie dla mnie, ale mimo to dalej chciałam spróbować - też teraz sama tego nie rozumie, ale trudno jest przewidzieć swoje zachowanie).
Instruktor mój niemający sensu pomysł na szczęście szybko i skutecznie wybił mi z głowy, dlatego też wykonałam skok. W czasie spadania w dół nie krzyczałam. Natychmiast po przechyleniu zareagowałam tak jak przed skokiem do wody, bo chwyciłam duży oddech, co było dziwne, bo nie byłam nad basenem, tylko 90 metrów nad ziemią. Cały skok wspominam wspaniale. Jeden z momentów, który zapadł mi w pamięci to ten, w którym lina wróciła się do góry, bo wtedy poczułam, jakbym zatrzymała się w powietrzu, było to coś niesamowitego. Nie miałam żadnych problemów w czasie skoku ani po jego wykonaniu. Widok u samej góry był piękny, w powietrzu też ciekawy. Gdy znalazłam się już na ziemi, to czułam się świetnie. Na zdjęcia ze skoku, które sobie dodatkowo wykupiłam, czekałam bardzo krótko, trwało to mniej więcej 3 minuty. Co zyskałam dzięki temu, że skoczyłam? Kolejne wspomnienie, które nigdy nie zniknie z mojej pamięci, czyli coś, co jest dla mnie najistotniejsze!
*Ciekawostki:
Ile to kosztuje?
Skok + zdjęcia to koszt 170 złotych.
Jakim tramwajem można dojechać do Bungee Jumping Kraków?
14 (polecam wysiadać na ulicy Fabrycznej).
Czy jest to daleko od Galerii Krakowskiej?
Jak się okazało nie, to bardzo blisko dlatego z powrotem wracałam się pieszo.
Co jest najważniejsze przed skokiem?
Nie być głodnym!
Nie wiem, ale chyba przez to, że zjadłam przed nim, byłam tak spokojna, jak nigdy. (Nie bieżcie jednak tego na poważnie, bo sam instruktor stwierdził, że to nie najlepszy pomysł, na mnie zadziałał, ale nie wiadomo jakby to było w waszym przypadku).
Jadąc autobusem, myślałam nad tym, czy aby na pewno dziś skoczyć, bo przecież mogę to zrobić, kiedy będę chciała i zamiast tego udać się do Cafe Oranżeria, by wykonać ciekawe zdjęcia. Te myśli zaczęły szybko znikać, gdy przesiadłam się po kilku godzinach do tramwaju i wysiadłam na przystanku znajdującym się na ulicy Fabrycznej. Gdy szłam w stronę Bungee Jumping, to słyszałam z daleka krzyki skoczków, nie zrobiło to jednak na mnie wrażenia, nie przestraszyło tylko wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej zachęciło do skoku. Kiedy znalazłam się już tak naprawdę pod fioletowym żurawiem, to szczerze nie odebrało mi mowy, jego wysokość nie wydawała mi się jakaś zaskakująco duża (inna perspektywa więc inne odczucia). Chwile popatrzyłam, jak to wszystko wygląda, po czym podpisałam oświadczenie o dobrym stanie zdrowia, które umożliwia wykonanie skoku. Gdy dokonałam płatności kartą płatniczą, założyłam uprząż (pomaga w tym jedna osoba z teamu Bungee Jumping) i odczekałam mniej więcej 20 minut, to wykonałam skok na bungee.
Jak było? Zacznę może od początku od wyjazdu na górę, w jakiej towarzyszy nam przemiły instruktor, trwa ona dość szybko i tak naprawdę mnie nie przeraziła. Stanie na krawędzi pomarańczowej klatki kilkanaście metrów nad ziemią też nie wpłynęło na mnie w jakiś szczególny sposób, bo nie mam lęku wysokości. Nie bałam się puścić rąk, mogłam stać bez zabezpieczenia, ale nie potrafiłam skoczyć, mimo że miałam to od A do Z wytłumaczone. Pierwszy raz, gdy próbowałam się przechylić, to chwyciłam poręczy, wcześniej domyślałam się, że pewnie tak zrobię, jeśli będę miała ręce po bokach (każdy ma odruch chwytania czegoś przy upadku) dlatego też zrezygnowałam z filmu wideo (myślałam wtedy, że trzeba mieć tak ułożone ręce, jak się później okazało, jednak źle myślałam). Instruktor po zauważeniu tego natychmiast zalecił, abym chwyciła się uprzęży na klatce piersiowej i wtedy się przechyliła, ale jak to ja uparta chciałam jeszcze raz spróbować skoczyć z rękami po bokach (wiedziałam, że to nie dla mnie, ale mimo to dalej chciałam spróbować - też teraz sama tego nie rozumie, ale trudno jest przewidzieć swoje zachowanie).
Instruktor mój niemający sensu pomysł na szczęście szybko i skutecznie wybił mi z głowy, dlatego też wykonałam skok. W czasie spadania w dół nie krzyczałam. Natychmiast po przechyleniu zareagowałam tak jak przed skokiem do wody, bo chwyciłam duży oddech, co było dziwne, bo nie byłam nad basenem, tylko 90 metrów nad ziemią. Cały skok wspominam wspaniale. Jeden z momentów, który zapadł mi w pamięci to ten, w którym lina wróciła się do góry, bo wtedy poczułam, jakbym zatrzymała się w powietrzu, było to coś niesamowitego. Nie miałam żadnych problemów w czasie skoku ani po jego wykonaniu. Widok u samej góry był piękny, w powietrzu też ciekawy. Gdy znalazłam się już na ziemi, to czułam się świetnie. Na zdjęcia ze skoku, które sobie dodatkowo wykupiłam, czekałam bardzo krótko, trwało to mniej więcej 3 minuty. Co zyskałam dzięki temu, że skoczyłam? Kolejne wspomnienie, które nigdy nie zniknie z mojej pamięci, czyli coś, co jest dla mnie najistotniejsze!
*Ciekawostki:
Ile to kosztuje?
Skok + zdjęcia to koszt 170 złotych.
Jakim tramwajem można dojechać do Bungee Jumping Kraków?
14 (polecam wysiadać na ulicy Fabrycznej).
Czy jest to daleko od Galerii Krakowskiej?
Jak się okazało nie, to bardzo blisko dlatego z powrotem wracałam się pieszo.
Co jest najważniejsze przed skokiem?
Nie być głodnym!
Nie wiem, ale chyba przez to, że zjadłam przed nim, byłam tak spokojna, jak nigdy. (Nie bieżcie jednak tego na poważnie, bo sam instruktor stwierdził, że to nie najlepszy pomysł, na mnie zadziałał, ale nie wiadomo jakby to było w waszym przypadku).
Zupełnie jak moja koleżanka, dla której taki skok był marzeniem. Z pomocą przyszedł jej narzeczony, który sprawił jej taki prezent. Kilkakrotnie podchodziła do skoku, bo przeważnie zawsze przeszkodą była pogoda - zbyt silny wiatr. Gdy w końcu się udało, pozostał filmik ze skoku (miała wykupioną możliwość filmowania całej akcji) oraz apetyt na więcej. Już planuje kolejny skok. :)
OdpowiedzUsuńSuper, że i jej się podobało! :)
UsuńO matko, nie, to nie dla mnie zdecydowanie... padłabym tam u góry:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Nie padłabyś. :)
UsuńZazdroszczę Ci odwagi, ja zdecydowanie bym jej nie miała. Lęku wysokości nie mam, ale nie umiałabym zaufać sprzętowi :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że by Ci się udalo, gdybyś go zobaczyła. :)
Usuńbardzo bym kiedyś chciała spróbować :D Coiekawe czyt bym stchórzyła :D
OdpowiedzUsuńJeślibyś bardzo chciała skoczyć, to myślę, że byś to zrobiła - w końcu chcieć to móc. :)
UsuńJa bym się nie odważyła, mam lęk wysokości :D
OdpowiedzUsuńJa kiedyś myślałam o tym, ale nie odważyłbym się :)
OdpowiedzUsuńpodziwiam za odwage bo ja bym sie nie odwazyła :D
OdpowiedzUsuńZapraszam https://ispossiblee.blogspot.com
Gratuluję odwagi :) U mnie to by żołądek przewrócił się do góry ;)
OdpowiedzUsuńO nie to nie dla mnie nie odważyłabym się, ale podziwiam i gratuluje odwagi, pewnie świetne przeżycie :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam. Ja nie dałabym rady...To zdecydowanie nie dla mnie
OdpowiedzUsuń